Forum .: Konikowe forum :. Strona Główna


.: Konikowe forum :.
.: Forum strony www.karykon.prv.pl :.
Odpowiedz do tematu
Moje opowiadanie...
Tulaa
Nowy


Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

,,Rozdział I''
Urodziłem się we wspaniałej stadninie koni ,,Expeliarmus'',moja matka była damą toru,a ojciec walczył o trofea na wystawach koni Fryzyjskich...
Dopóki nie osiągnąłem 9 miesięcy żyło mi się wspaniale:pełno źrebaków wkoło,miękka i soczysta trawa...noi co najważniejsze-matka.
Ojca nie pamiętam,może to Estrawagon?
-Nie,nie wiem.Być może każdy koń rasy Fryzyjskiej może być moim ojcem,ale dlaczego nigdy go nie poznałem?
Czy nie chciał mnie znać czy też właściciele stadniny go sprzedali i podjęli decyzję o tym żebyśmy się nigdy nie poznali?
-Dlaczego?Czy nie wiedzą jak ważni są rodzice dla źrebaka poznającego świat?
Nie myślałem nad tym,ale czułem że jest mi pusto że sama matka mi nie starcza,jednak kochałem ją...była zawsze na każde me rżenie.
Właśnie pasłem się razem z gromadą źrebaków gdy zauważyłem Glorię-matkę,chciałem do niej biec...ale nie mogłem-ogrodzenie.
Zacząłem rżeć,ona rzuciła mi tylko ukradkowe spojrzenie i powiedziała zebym się nie martwił...żebym był dzielny...a może jeszcze się spotkamy,jej wzrok wyrażał wszystko:,,Zamiętaj mnie na zawsze,bądź dobry a ludzie będą dobrzy dla ciebie,nie bój się i pamiętaj że Cię kocham...''
To wszystko co pamiętam,bez matki nie mogłem zasnąć,nie chciałem jeść właściciele podjęli decyzję-sprzedaż!
Kilka dni później przyjechało po mnie urocze małżeństwo ze swą córką...od razu przyszli do mnie zaczęli mnie głaskać,zaglądać w zęby,kazali biegać w tą i w tamtą potem zapakowali do ciężarówki i odjechaliśmy.
Bałem się,ale wspominałem słowa matki,,Nie bój się'', więc byłem dzielny,wspominałem chwile jak ssałem mleko mamy i jak biegam po padoku.
Dojechaliśmy na miejsce a dla mnie był to nowy etap życia.

,,Rozdział II''
Mała Annie-córka państwa wprowadziła mnie do boksu.
Nakarmiła,napoiła,wyczyściła i szeptała żebym się nie martwił.
Nazajutrz wyprowadziła mnie na padok i ujrzałem kilka cudownych źrebiąt,może nie były to konie Fryzyjskie ale...nie ważne.
Od razu się z nimi zapoznałem były tam dwie klaczki: Klara i Netia i dwa ogierki Raptus i Podryw.
Cwałowaliśmy,brykaliśmy podszczypywaliśmy siebie nawzajem,czułem że znalazłem nowych przyjaciół...
Annie codziennie mnie wyprowadzała na padoki,na trawę i przemawiała spokojnym aczkolwiek stanowczym głosem.
Miała około 13 lat,byłem jej ukochanym koniem.
Wkońcu nadszedł dzień ujeżdzania,założyła mi ,,ogłowie'' czy jak to ona nazywa.Włożyła niemiły kawałek metalu do pyska,przypięła długą linkę zwaną lonżą i wprowadziła na okrąg.Wydawała polecenia stępem,kłusem,galopem,stój!
Podobało mi się dopóki nie założyła mi siodła na grzbiet było ciężkie i jeszcze ten pas pod brzuchem który trzymał siodło...gdyby nie zapewnienia Annie że nic mi się nie stanie to pewnie bym je zrzucił...ale zaufałem mojej właścicielce.
Po kilku miesiącach treningów Ja i Annie byliśmy nierozłącznymi przyjaciółmi wspaniale mi się galopowało gdy Ann mną kierowała,ufałem jej jak nikomu innemu.
Mała dostała się do technikum hodowli koni...miała wtedy 17 lat podczas gdy ja byłem 4-ro letnim ogierem...
Wyrosłem duży i muskularny,braliśmy udział w skokach,ale nie często bo Ann uważała że nie chce rozwalić mi nóg zwłaszcza że jestem dopiero 4 letnim ogierkiem.
Rozumiała gdy czasem brykałem czy wspinałem się...wiedziała ze mam prawo byc uparty i nadpobudliwy.
Przenieśliśmy się do ,,Białego Boru'' do technikum,musiałem się pożegnać ze swymi przyjaciółmi:Klarą,Netią,Raptusem i Podrywem.
Ja i Ann bardzo tęskniliśmy za naszym domem,mieliśmy tam wrócić dopiero za 4 lata.
Annie w miarę możliwosci często mnie dosiadała,a gdy miała jakikolwiek problem,przychodziła do mnie się wypłakać,pamiętaj jak obudziłem się ze śpiącą u boku Ann,nie była już tą małą 13-sto letnią dziewczynką tylko dojrzałą 17-sto latką,ale i tak ją kochałem.

,,Rozdział III''
Od kilku dni coraz rzadziej mnie odwiedzała,bardzo cierpiałem,wkońcu nadszedł dzień gdy przestałem jeść gdyż Ann od 2-wóch dni nie pojawiała się w stajni.
Często przychodził do mnie Klark,ukochany przyjaciel Ann i tłumaczył że ,,moja mała-jak to ją nazywałem'' nie może przyjść bo ma za dużo nauki,płakaliśmy wtedy obaj,i ja bo bardzo ją kochałem i Klark bo nawet nie widuje się z Ann.
Pewnego dnia mym zapłakanym oczom ukazała się ,,mała''cała zalana łzami i wyraźnie zmęczona.
Przyszła do mnie!Zastukałem kopytem gdy ,,mała'' weszła do mnie do boksu.Spytała:
-Cześć mój kochany,tęskniłeś?
-Witaj Annie,tak bardzo -odpowiedziałem jej cichym rżeniem.
-Pewnie myślisz ze zostaniemy razem na zawsze...jednak,przykro mi Wicher..musimy się rozstać...-powiedziała zapłakana Annie.
-Nie!-Parsknąłem ,płacząc.Zapuściłem ślepo wzrok w źdźble słomy gdy nadszedł Klark.
-Witaj Ann.-Przytulił moją małą.
-Witaj Klark...przykro mi ale muszę się rozstać z Wichrem-powiedziała obejmując Klark'a.
-Naprawdę nie da się nic zrobić?Czy to nauka sprawiła ze ty i Wicher musicie się rozstać?
-Tak,niestety...
-Ann...jeśli kochasz Wichra,chcesz z nim być to zrezygnuj z nauki w THK i zapisz się do LO...?
-Nie,to nie ma sensu.Podjęłam już decyzję,do końca tygodnia muszę go sprzedać.
-Dobrze,a więc Ja go kupię.
-Co?Ale...Klark przecież ty też masz duzo nauki!
-Wiem,ale jestem skłonny przenieść się do klasy ogólnej w THK i poświęcać więcej czasu Wichrowi.
Więcej rozmowy nie słyszałem,bo zemdlałem pewnie to z głodu,może z cierpienia?
Obudziłem się w czystym boksie,w którym było duużo słomy czułem inny zapach,podniosłem się i ujrzałem mnóstwo koni.
Zarżałem,jednak nikt mi nie odpowiedział więc zacząłem kopać w ścianki boksu!
Noo dalej!Niech ktoś tu przyjdzie-pomyślałem.
I przyszedł-Klark
Wszedł do mnie do boksu i poklepał,dał mi siana-nie chciałem jeść,gdzie Annie?-Szturchnąłem Klark'a.
Chyba mnie zrozumiał bo powiedział ze jej nie ma,pozostała w THK i że najlepiej gdybym o Niej zapomniał,bo pewnie już się nie zobaczymy.
I naturalnie Klark'owi i mi poleciały łzy po polikach,ale byliśmy szczęśliwi bo byliśmy razem.Przecież mogło być gorzej!

,,Rozdział IV''
Klark chodził do THK jednak w innym mieście i do innej klasy dzięki czemu miał dla mnie więcej czasu..
Codzień byłem wypuszczany na padok,codzień Klark mnie dosiadał,zaprzyjaźniłem się również ze starą 28 letnią klaczką Daianą,
nie wyobrażałem sobie bez niej życia,i miałem nadzieję że Ja,Klark i Daiana będziemy szczęśliwi na zawsze...
Pewnego dnia Klark postanowił ze chciałby abym był ojcem, więc pojechałem na stanówkę,Clarissa była ładna,nie powiem ale niestety pokryć się nie dała...wróciłem po tygodniu...konie były jakieś smętne...nie słyszałem szczęśliwego rżenia Daiany...było mi jej brak...ale pomyślałem ze wróci więc czekałem cierpliwie dzień,tydzień,miesiąc,rok...wkońcu straciłem nadzieję...nie widziałem Klarka...już mnie nie dosiadał...byłem zaniedbany...inne konie też...Klark wyjechał...widziałem go przelotnie jak wszedł do stajni i pożegnał się ze mną-płakał.
,,Rozdział V''
Wszystkie konie zostały sprzedane gdzie popadnie...ja trafiłem do szkółki jeździeckiej...byłem często męczony ponad me siły i gdy zwalniałem...dostawałem przykrego bata...-bolało owszem ale chwila wytchnienia była ważniejsza niż bolesny bat...docierający często do krwi...
Jeść dostawałem raz dziennie bo Jerry'emu było żal pieniędzy na konie...jeśli któryś kulał lub cokolwiek innego że nie był w stanie zarabiać-był sprzedawany na rzeź...
Polubiłem pewną blondwłosą dziewczynkę...nazywała się White...miała pewnie około 13-stu lat...nigdy mnie nie zamęczała..dostała się do szkółki jeździeckiej i dbała o mnie...kochałem ją...karmiła mnie sama...z czasem przenieśliśmy się do jej stadniny ,,Noktorn'' konie miały tam raj,miały to czego chciały!Były tam stare schorowane konie jak i te żywe źrebaczki.Nigdy koń nie był tam źle traktowany...
Wszystkie kochała tak samo.. White jak co dzień ze swymi przyjaciółmi zdenerwowana wyjechała na targ(robiła to co tydzień) aby ratować konie...ten targ był w Bondzentynie czy jakoś tak...często wracała sama...i wtedy była smutna...mowiła ze nie odratowała jednego życia...
Dziś...znów wróciła z targu koni...szczęśliwa!Prowadziła starą...wychudzoną,pokaleczoną srokatą klaczkę...wprowadziła ją do boksu obok mnie...
Zarżałem do niej przyjaźnie i...owa klacz spojrzała na mnie...te spojrzenie...te oczy...tak!Znam je!!!To Daiana!!!!!Jejku jak ja się cieszyłem...ona też mnie poznałaSmile opowiedziała mi swą historię...wiedziałem ze było jej źle...miała już 31 lat...ale mówiła ze cieszy się ze trafiła tutaj...do ,,Noktorna''do mnie...do White...mówiła ze nawet gdyby odeszła to nie mam się smucić bo jest szczęśliwa ze trafiła w dobre ręce..tam gdzie ją kochają...
Na drugi dzień obudziłem się...czułem że coś się stało...podniosłem się...zobaczyłem że Daiana leży na boku...ledwo dyszy...zacząłem po cichutku rżeć zeby jej nie denerwować...i zeby wezwać White..przyszła!Zobaczyła Daianę...wezwała weterynarza...który orzekł...Daiana odchodzi..płakaliśmy...White wpuściła mnie do niej do boksu...położyłem się obok niej...próbowalem ją ogrzać...na nic...gdy moja łza spłynęła po poliku Daiana utkwiła we mnie martwe spojrzenie które wyrażało:,,Nie płacz!Jestem szczęśliwa ze trafiłam tutaj...choć przez chwilkę komuś na mnie zależalo..żegnaj Wichrze...do zobaczenia''.
Zasnąłem...i śniły mi się nocne pogawędki z Daianą...zawsze była radosna.
,,Rozdział VI''
Gdy się obudziłem nikogo nie było...odruchowo zajrzałem do boksu Daiany i przypomniałem sobie o tym co się zdarzyło dnia poprzedniego...
Miałem ochotę zasnąć i nigdy się nie obudzić...ale postanowiłem że będę silnym ogierem...że Daiana na zawsze pozostanie w mej pamięci.
Mamo...jak bardzo mi Ciebie brak...chcę być przy Tobie...-pomyślałem,dlaczego teraz?Dlaczego gdy zaczyna mi się wszystko układać,moja najukochańsza przyjaciółka musiała odejść...Dlaczego?Jedno trzyma mnie przy życiu...kochana White...kochane i tak wiele znaczące wspomnienia z tobą i z Daianą...pamiętam o was!
,,Rozdział VII''
White postanowiła dziś mnie nie męczyć...ale nie chciała zostawić mnie samego więc poszliśmy do lasu...co dziwne White mnie nie dosiadła mimo iż dawałem jej ze sto znaków na pozwolenie...a ona nic....o co chodzi?
Doszliśmy na plażę,White płakała...a ja ją pocieszałem.
Po dłuższym namysle moja mała postanowiła ze odkupi kolejnego konia z Bondzentyna...może będzie miał więcej szczęścia...
Postanowiła ze będzie to klacz...najlepiej Fryzyjska tej samej rasy co ja.
,,Rozdział VIII''
Nad ranem już jej nie zobaczyłem....pewnie już wyjechała-pomyślałem...
Chciałbym aby przywiozła jakąś fajną klaczkę...a może to będzie moja mama?Nie...nie,pomyślałem to niemożliwe zeby oddali ją na targ przecież Gloria była piękna.
Stajenny Karl przyszedł do mnie dał mi owsa i wody...dokładnie wyszczotkował i zaprowadził na padok,to samo uczynił z resztą koni.
Po dłuższym czasie wprowadził mnie do boksu...ale nie mojego...do większego...zauważyłem iż przedtem rozmawiał z kimś trzymając coś dziwnego przy twarzy i mówił:tak,tak White....nie ma sprawy...ale to się biedak ucieszy.
I wtedy właśnie przyszedł po mnie.
Spokojnie rozejrzałem się po boksie-wiedziałem przecież ze ani Karl,ani White mi nic nie zrobią,ufałem im.
Niecierpliwiłem się...byłem ciekawy kiedy wróci White i czy wróci z miną pełną uśmiechu czy też smutku.
Przysypiałem...jednak zerkałem jednym okiem tak dla pewności czy White nie wróciła.
Gdy zacząłem się smucić-było już przecież ciemno,zaspany usłyszałem:Gloria...no dalej!Gloria chodź!Zaprowadzimy cię do ślicznego ogierka.Klacz zarżała...skądś znałem to rżenie...ale skąd?Przypominało mi słowa ''Kocham Cię...nie bój się i zapamiętaj mnie na zawsze'' zaraz zaraz,czyje to słowa?Kochałem je....tak!
To mama!Mamusia!Zarżałem z całych sił:
-Mamo!Mamo to ty?To Ja!Twój synek Wicher!No dalej!Odpowiedz!-pomyślałem
Czekałem długo...nie odpowiedziała...nie miała siły...czekałem na to co się wydarzy...White przyszła z Glorią do mnie...wprowadziła ją do boksu...mieliśmy dużo miejsca...widziałem ze jest jej zimno...nieśmiało zbliżyłem się do niej...przytuliłem...i zasnęliśmy...
,,IX rozdział''
Rano White i Karl podchodzili kolejno do koni czyścili je...karmili...głaskali...i wyprowadzali na padok.
A ja?Ja byłem spokojny...miałem u boku matkę która spała...ale czułem jej bicie serca...już nie była tą piękną muskularną,karą,pełną energii klaczką...tylko szarawą,chudą,poranioną szkapą-moją kochaną mamą.
Starałem się za bardzo nie ruszać zeby jej nie obudzic...gdy weszła White poklepała mnie po szyi i przykryła mamę derką...
Czekałem sporo czasu aż mama się obudzi ale przy niej moge czekać całe zycie.
Po kilku miesiącach Gloria odżyła....była już silna jej sierść stawała się coraz bardziej ciemniejsza i co najważniejsze kochała mnie.
Staralismy się spędzać ze sobą jak najwięcej czasu i White to szanowała...gdy jedno z nas kulało lub działo się coś złego to natychmiast przyprowadzała mnie lub mamę.
Byliśmy ukochanymi końmi White...i kochaliśmy ją tak samo jak ona kochała nas...to było cudowne!
W zamian za tą miłość naszej małej robiliśmy wszystko co od nas chciała,nawet gdy byliśmy zmęczeni robiliśmy co w naszej mocy by White zadowolić.
Gloria została przeznaczona do ujeżdżania ,a ja do skoków.
Nim się obejrzałem byłem zgłoszony na pierwsze zawody skokowe,bałem się ale wiedziałem że pod White zajmiemy pierwsze miejsce.
Karl wprowadził mnie do trailera,nie chciałem wejść bo to oznaczało przeprowadzkę ale myliłem się.
Strasznie mną trzęsło i myślałem że już nie wytrzymam gdy zatrzymaliśmy się,White mnie jeszcze raz wyczyściła,zdjęła ochraniacze transportowe i założyła te prawidłowe-na zawody.
Wjechaliśmy na rozprężalnie...startowaliśmy jako drudzy...pierwszy koń zjechał z parkuru gdy usłyszałem:,,A teraz zapraszamy na parkur White na koniu Wicher'',poczułem łydkę...to znak by ruszyć,potem druga i trzecia i już galopowaliśmy.
White kierowała mną na stacjonatę,oksera i na najtrudniejszą tripple'barre-tej się bałem ale poszło nam całkiem nieźle.
Zjechaliśmy z parkuru i wjechaliśmy na rozprężalnię...White i ja byliśmy szczęśliwi,odpoczywaliśmy,myśleliśmy już o powrocie do domu,ale jeszcze ogłoszenie wyników.
Oto one...,,Pierwsze miejsce zajmuje White na koniu Wicher:0 punktów karnych czas najlepszy-72 sekundy,gratulacje!''
Do naczółka przypięto mi flo a White odebrała puchar.
Czuliśmy się spełnieni...już 20 minut później stałem w trailerze i jechałem do domu.
Po długiej i monotonnej podróży dojechaliśmy.
Opowiedziałem wszystko mamie a ta była ze mnie strasznie dumna.
I tak startowaliśmy raz na jakiś czas w zawodach skokowych i po pewnym czasie byłem już championem znanym na cały świat!
Wielu ludzi chciało mnie kupić ale White była nieugięta i za to jej dziękuję.

,,Rozdział X''
Nasza właścicielka chciała aby Gloria dała jej źrebaka więc zawiozła ją do najlepszego ogiera (poza mną) w Polsce,nazywał się Gawilant.
Zaźrebienie się powiodło i po 3-4 miesiącach mamusia miała już okrąglutki brzuszek,byłem ciekawy czy będę miał braciszka czy siostrzyczkę...
Mama była bardzo ostrożna...jutro ma wydać źrebię...zostałem przeniesiony do boksu obok żeby miała dużo miejsca.
Gdy obudziłem się następnego dnia ujrzałem mamusię czuwającą przy ślicznym karym źrebaczku...jaki ja byłem szczęśliwy!Stałem tak przyglądając się,mama powiedziała ze jest bardzo szczęśliwa ale i zmęczona.
White przyszła razem z weterynarzem który stwierdził że mam siostrę bardzo ją polubiłem więc ja,mama i moja siostrzyczka stanowiliśmy wspaniałą rodzinkę której przywódcą była White.
Gdy moja siostrzyczka miała około 8 miesięcy była mniej więcej o połowę niższa ode mnie,dostała imię Glawa(mieszanka Gawilant i Gloria)
czasem się sprzeczaliśmy ale to normalne,najbardziej lubiliśmy biegać sobie na padoku i brykać do woli,ja już byłem dorosły ale ona to jeszcze przecież źrebak więc czego się po takiej spodziewać?
Z cierpliowścią znosiłem jak mnie podgryzała ,,dla zabawy'' choć czasem bolało.
Ale musiałem zaprzestać zabawy z nią codziennie gdyż mama musiała jej dać kilka rad np. jak zachowywać się jak człowiek mówi kłus itd.
W tym czasie zaprzyjaźniłem się z klaczką Aremidą-śliczna kasztanka.
Z czasem nasza przyjaźń przerodziła się w coś więcej.
Mama była ze mnie po raz kolejny dumna.
Artemida uwielbiała skakać,chodzić w tereny i oczywiście się kłaniać.
Z czasem do naszej stadniny White przyprowadziła swoją przyjaciółkę Kristal.
White jeździła na mnie,Kristal na mojej ukochanej a moja mamusia narazie regenerowała siły.
Pewnego dnia pojechaliśmy w teren i mi i Artemidzie zachciało się gonitwy więc cwałowaliśmy wzdłuż plaży,White tylko się śmiała i mówiła ,,dalej Wicher!Musisz wygrać!'' ,Kristal również podnosiła Artemidę na duchu.Pewnie gonilibyśmy się tak całe życie ale zmęczenie dało o sobie znać więc wróciliśmy spokojnym kłusikiem przy brzegu do domu,do stajni.
,,Rozdział XI''
White pokochała nasze gonitwy do których z czasem dołączyła druga najlepsza jej przyjaciółka Paula,ta jeździła na mojej mamusi.
Przyznam,jest wytrawym jeźdźcem.
Gdy mała dosiadała mnie,Kristal natychmiast dosiadała Artemidę a Paula moją mamę i ruszaliśmy przez las na plażę.
Nawet nie wiecie jakie to uczucie galopować przy zachodzie słońca na plaży i w morzu,uczucie chlapiącej wody w twe skronie jest cudowne.
Glawa szybko rosła i stawała się piękną klaczką,zdobywała nowe umiejętności.
Miała już około 4 lat podczas gdy ja byłem 10-cio letnim ogierem,White była radosną,kochającą konie 17-sto latką, a mama też już do najmłodszych nie należała.
Z czasem moja i mamy więź w stosunku do Glawy stawała się coraz słabsza...może dlatego że potrafiła nieźle kopnąć czy ugryźć?
White z bólem serca postanowiła ją sprzedać i na drugi dzień odjechała z moją siostrą.
Dopiero po tygodniu zaczęło mi jej brakować,już nie było brykania na padoku,ale miałem mamę,Artemidę i White-najważniejsze!
Nasze tereny na plażę o zachodzie słońca to już tradycja z której chyba każdy był zadowolony.
White musiała wydzierżawić Artemidę na okres jednego miesiąca...zapłacili za to nie mało.
Była umowa że po miesiącu MUSI dostać ją z powrotem w stanie w takim w jakim ją oddała w dzierżawę,niestety się nie udało.
Biedna moja ukochana wróciła kulejąc na prawą tylnią nogę...okłady i masaże nie pomagały,Artemida dostawała coraz częściej kolki,White była załamana,zresztą ja też!
Pewnego dnia w nocy...kolka była taka bolesna że Artemida się przerwóciła,zaczęła gwałtownie napinać nogi,waliła nerwowo głową o podłogę usłaną słomą,kaszlała.
Zacząłem głośno rżeć,nie obchodziło mnie że budzę i denerwuję inne konie!Najważniejsza jest Artemida!
Przyszła White...wiedziała co się dzieje,zadzwoniła po weterynarza,ale wiedziała ze to nic nie da.
Ten nawet nie zdążył przyjechać gdy Artemida padła.
Wydałem z siebie głośne rżenie które miało znaczyć:.,,NIEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!''
Zabrano ciało Artemidy,jej łeb spoczywał w takiej pozycji że patrzała na mnie,zapamiętam te spojrzenie do końca życia!
,,Rozdział XII''
Widocznie za dużo miałem szczęścia w życiu...pragnąłem tylko jednego oby mamusia i White żyły długo...bo straty choćby jednej z nich nie przeżyję!
Nasza stadnina po odejściu Artemidy stała się pusta...nie było już tradycyjnych terenów na plażę o zachodzie słońca...White nie chciała mi robić tej przykrości i wspominać wspaniałej gonitwy w której brałem udział ja i Artemida.
Wszystko mi się kojarzyło z nią...miałem chwile gdy czułem że odchodzę...przynajmniej byłbym blisko mojej kochanej i Daiany.
Ale nie mogę odejść!Nie teraz!
Ale czy jest sens dalej się męczyć?
Na zawody już nie jeździłem...bo coraz bardziej się pogrążałem.Na miejsce Artemidy przyjechał radosny ogierek Indian...
Jej ile z niego było śmiechu....ale co z tego gdy co sekundę przez me myśli przewijał się portret ostatniego spojrzenia Artemidy?
Sam nie wiem co robić dalej czy czekać aż me życie zakończy się samo po odejściu mamy czy być silnym?
Nie miałem już siły...nie miałem już tej silnej woli żeby postanowić Wicher!Nie daj się!
White robiła co mogla aby mi pomóc...
Po dwóch latach odszedł od nas ten radosny ogierek Indian...nie byłem z nim aż tak związany więc nie było najgorzej.
White chciała mnie oderwać....zrobić coś innego...zgłosiła mnie na wystawę koni!
Podczas gdy Paula opiekowała się mamą ,ja,White i Kristal jechaliśmy na wystawę....Kristal zabrała się z nami bo może któraś klaczka będzie równie urodziwa jak Artemida?Może to będzie moja nowa miłość?Wątpię w to ale zobaczymy.
Dojechaliśmy,White mnie dokładnie wyczesywała trenowała ze mną stęp,kłus i galop podczas gdy Kristal rozglądała się za nową klaczką.
Usłyszeliśmy wołanie wyraźnie przez łzy:,,White!White!Znalazłam!'' tak,to Kristal,prowadziła obok siebie śliczną kasztankę...identyczną jak Artemida.White się uśmiechnęła i uściskała Kristal.Przespacerowała się z Artemidą bo tak jej dano na imię i powiedziała ze będzie tak samo kochana jak jej poprzedniczka.
Śliczna biała latarnia,kasztanowata sierść,grzywa i ogon,biała odmiana sięgająca do nadgarstka.Poprostu cudo.
Spodobała mi się....może będzie tak jak z jej poprzedniczką...kochana...troskliwa....urocza?
Nie miałem czasu myśleć gdy wybiegliśmy na pokaz...oczywiście pierwsze miejsce...i powrót do domu.

,,Rozdział XIII''
Minął już niespełna rok, a ja jestem pewien że ta Artemida która teraz jest z nami to ta sama co za dawnych czasów.
Powracając z Artemidą powróciły nasze tradycyjne tereny na plażę,nasze udziały w zawodach i co najważniejsze wróciła radość.
Nikt się tego nie spodziewał...to wróciło nagle i dobrze,bo wszyscy są szczęśliwi.
Jutro też jedziemy w teren,będzie wspaniale,jak zawsze!
Wczoraj zostałem podkuty więc będzie mi się lepiej biegało,White zaprowadziła mnie do boksu gdzie natychmiastowo zasnąłem.
Rano mała przyszła nakarmić mnie,Artemidę i mamę po czym ruszyliśmy na plażę.
Oczywiście zaczęliśmy się gonić...potem nasze właścicielki z nas zsiadły i puściły wolno....mama próbowała zamoczyć kopyta,a ja z Artemidą nawzajem się oskubywaliśmy.
Niestety trzeba było wracać do domu...jechaliśmy spokojnym stępem oczywiście u brzegu morza,to jest cudowne!
Noc zapowiadała się ciepła więc ja z Artą zostaliśmy na padoku...było wspaniale,zbliżyliśmy nasze czoła do siebie i obiecaliśmy sobie że pozostaniemy razem na zawsze,obydwoje z nas dotrzymało słowa...byliśmy ze sobą razem...na zawsze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
może być?Napisałam to w rozpaczy ....miałam dołka gdy oddali na rzeź mojego ukochanego konisia....minęły 4 lata...a nadal za nim płaczę...
Kocham Cię Cyganku:*

A i przepraszam za błędy...wiadomo że koń rasy Fryzyjskiej nie bedzie skakał doskonale...jednak pisałam to gdy nie wiedziałam wielu rzeczy...mimo to opowiadanko mi sie podoba


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
:)
Gość



fajnie
Forever
Dzielny Rumak


Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 397
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

Bardzo ładne opowiadanie Very Happy
Jego zaletą jest to że dzieje sie dużo rzeczy i jest dość długie.
Daj zajęcie na parę chwil ( mi 20 minut)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Tulaa
Nowy


Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

ahh:) dziękuję...tylko plz...nie miejcie mi za złe tego że są tam niejasności...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
martys.mordor
Doświadczony wierzchowiec


Dołączył: 03 Lut 2006
Posty: 774
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

No spoko Smile. I fajny imie konikaa Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Moje opowiadanie...
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu