![]() |
![]() | Spirita - smutna opowieść o niezwykłym koniu... | ![]() |
wanilia
Koniarz Doskonały!
![]() |
![]() |
Cz.1
Jestem Spirita - kuc maści cremello. Urodziłam się na pastwisku. Pamiętam TEN moment - poczułam chłodne powietrze i miękką, wiosenną trawę. Gdy wyszłam całkowicie z brzucha mamy, zaczęła mnie pieszczotliwie lizać. Chwilę potem zaczęłam chwiejnie stawać pierwsze kroki. Udało mi się, choć nie było łatwo. Chciałam zobaczyć swojego tatę - spytałam się mamy gdzie jest. Mama powiedziała, że 2 miesiące przed moim urodzeniem zginął w wypadku. Gdy zapytałam co to był za wypadek, mama odwróciła wzrok. Opowiedziała mi, że przedtem ona i tata stali w pięknej, sportowej stajni. Ojciec trenował skoki - był mistrzem w swojej konkurencji. Chodził konkursy potęgi skoków. Pewnego razu miał skoczyć 220 cm przeszkodę - była to najwyższa w tym konkursie. Rozpędził się, ale zahaczył nogą o przeszkodę i wywrócił się. Jego jeździec przeżył, połamał tylko nogi. Sprzedali moją matkę, gdy była z nim w ciąży, gdyż nie chcieli wspominać taty. Najwidoczniej chcieli zapomnieć o tym wypadku. Jednak wątpię, czy zapomnieli takie przeżycie. Gdy mama mi o tym powiedziała płakałam przez całą noc. Mama mnie pocieszała, ale to i tak niewiele zdało. Zastanówcie, jak byście się czuli, jakbyście nie znali własnego ojca...? Rano zobaczyli mnie ludzie. Właścicielka stajni gdy tylko weszła na padok wykrzyknęła ze strachu i zawołała stajennych. Nie rozumiałam dlaczego ona się tak wydziera? Przecież nie jestem straszna. Sama jestem mniejsza od niej i spokojnie mogłaby zrobić ze mną co chce. Stajenny zaczął jej coś tłumaczyć.... Ona kompletnie nie chciała słuchać... Ostatnie zdanie jakie usłyszałam to "Wystawimy ją na sprzedaż, nie chcę takiej pokraki w naszej stajni". Nie rozumiałam o co chodzi. Koń, który stał w boksie obok (kary wałach Willi) powiedział, że nie podobają jej się moje "rybie" oczy. Moja wina, ze się z takimi urodziłam!?... Ludzie są okropni. Już ja jej się odwdzięczę! Nazajutrz usłyszałam, że wśród stajennych krąży plotka o mojej sprzedaży. Podobno ubiła niezły interes z jakimś handlarzem, tylko najpierw muszę troche dorosnąć i muszą mnie odsadzić od matki. Ale w porze karmienia przyszedł handlarz - uznał, że może mnie sprzedać, gdyż nowy właściciel ma zostać moją "matką" i mnie karmić, bo to umacnia więź między człowiekiem. Właścicielka zgodziła się z nim, ale stajenny nie mógł tego słuchać. Handlarz odparł, że jeśli ma coś przeciwko temu, może mnie kupić, ale za dwa razy wyższą cenę. Nie miał tyle pieniędzy, więc nic nie odpowiedział. Godzinę później stałam w przyczepie cała we łzach. Słyszałam, że jadę gdzieś za granicę. Nie wiem czy to wytrzymam... Cz.2 Stałam w brudnej, ciasnej przyczepie. Jednak nie tak łatwo mnie załadowali. Najpierw handlarz wszedł z kantarem i uwiązem w ręku i próbował mi go założyć. Ja natomiast wierzgałam, kopałam, gryzłam, na dodatek mama mnie dzielnie broniła. Gdy dostał kopniaka w twarz wyszeptał sam do siebie: Fryderyku, ona jest wart tego wszystkiego. Wstał i zawołał właścicielkę po bata. Nie podała mu palcata tylko bat długi jak nie wiem co... Dłuższy ode mnie... Mama powiedziała, że to bat do lonżowania (cokolwiek to znaczyło). Walnął z całej siły moją mamę, która stanęła dęba. Ja w tym czasie nie mogłam na to patrzeć. Był do mnie tyłem odwrócony więc go ugryzłam w zad. Krzyknął z bólu, ale się nie odwrócił. Jednak po chwili powiedział do właścicielki: - Złap tą małą i trzymaj mocno. Muszę najpierw przywołać jej matkę do porządku! Ale najpierw ją wyprowadź z stajni. Właścicielka wyprowadziła mnie na świeże powietrze. Jak tu było pięknie! Tyle roślinności, zwierząt i nowych rzeczy. Chciałam je zobaczyć z bliska, ale ona trzymała mnie z całej siły. Jednak czułam, że trochę się mnie bała. Pomyślałam sobie: Czemu mi to robisz? Dlaczego chcesz mnie sprzedać i rozdzielić z mamą!? Nagle przypomniały mi się moje myśli o tym, żeby mnie popamiętała. W jednej chwili, za sprawą impulsa ugryzłam ją, stanęłam dęba. Ona w strachu mnie puściła linkę za którą mnie trzymała, więc korzystając z okazji pogalopowałam do stajni. Konie na mój widok zarżały przyjaźnie, więc im odpowiedziałam. Jednak Willi - koń stojący w boksie obok nas był smutny i patrzył sie w ściółkę. O co mu chodzi - pomyślałam. Weszłam przez otwarte drzwi do mojego boksu i zobaczyłam handlarza. Nachylał się nad leżącą, poranioną i całą w krwi mamą i dobijał ją batem. Jej krew tryskała na świeżą, wilgotną słomę. Willi był siwym ogierem - arabem, więc miał niesamowitą inteligencję. Do czego zmierzam? Umiał wszystko - podać kopyto i... otworzyć boks. Niegdyś był ojcem mojej siostry - Sawany która obecnie pasła się leniwie na padoku. Tak więc Willi otworzył swój boks, swojego syna Williamsa, karej klaczy Peggy i wspólnie zaatakowali go od tyłu. Gdy Willi i Williams gryźli, kopali i atakowali handlarza, Peggy położyła się obok mamy i zaczęła jej lizać rany. Mama na szczęście JESZCZE żyła... Gdy Williams dalej atakował handlarza, który złapał się za nogę, Williams wyskoczył z stajni i pobiegł w stronę stajennego (tego samego co bronił mnie przed przedwczesnym odsadzeniem mnie od mamy). Ten założył mu kantar i odprowadził go do stajni. Gdy wychodził zobaczył pół-przytomnego handlarza i moją pół-żywą mamę. Szybko zadzwonił po weterynarza. Podszedł do Williamsa i uspokoił go. Odprowadził go do boksu. Pozwolił Peggy leżeć przy mamie, gdyż jego zdaniem mama potrzebowała też wsparcia duchowego. Ja stałam i patrzyłam na te wszystkie wydarzenia. W końcu położyłam się na słomie i prychnęłam. Stajenny podszedł do mnie i pogłaskał mnie pieszczotliwie. Dał mi nawet marchewkę - dobre coś do jedzenia. Po 20 min. przybył weterynarz - niestety za późno. Mama nie żyła. Jak ten handlarz mógł ą zabiczować na śmierć! Zaczęłam wierzgać, tarzać się... Handlarza ocknął weterynarz. Był cały posiniaczony i miał parę ran we krwi. Willi patrzył na wszystko ze łzami w oczach. Zaczął łykać. Podobnież mama i on byli nierozłączni. Jednak gdy ona przeniosła się do stajni sportowej i tam ją zaźrebiono, tęsknił za nią, ale wiedział, że wszystko z nią jest w porządku. Teraz w sumie też tak myślał - pasie się teraz na zielonych pastwiskach, ale niestety bez Sawany i MNIE. Peggy wstała i poszła do swojego otwartego boksu. Położyła się i próbowała zasnąć - niestety nie mogła. Dlatego leżała i myślała nad mamą. Williams stał i opuścił łeb. Zarżał i przekazał wiadomość całej stajni. Nawet konie na padoku usłyszały tą informację. Sawana położyła się i zaczęła machać nogami. Z jej oczu poleciały łzy. Jej najlepsza koleżanka Lola stała nad nią i uspokajała ją. Wszystkie konie opuściły łeb i modliły się za mamę. Ja natomiast położyłam się na mamie i zaczęłam płakać. Przybiegła właścicielka i nie wiedziała co robić. Handlarz wstał, podszedł do niej i pociągnął ją za rękę, aby mogli pójść na zaplecze. Witalis, gniady wałach usłyszał ich rozmowę. Podobnież handlarz namówił właścicielkę, aby sprzedała zwłoki do rzeźni. Ona dostanie pieniądze, ktoś się najje koniną i na dodatek pozbędzie się ciała. Zgodziła się od razu. Zapłacili weterynarzowi i wyprowadzili mnie. Ja stawiałam stanowczy opór. On wziął bat i walnął mnie z całej siły w zad. Bryknęłam. Popatrzyłam się na mój grzbiet - miałam olbrzymią, krwawiącą ranę. Weterynarz wyszedł, więc nawet nie mógł temu zapobiec lub zdezynfekować rany. W końcu poszłam. Władował mnie do cuchnącej przyczepy. Nagle zrozumiałam czemu cuchnie - obok, w drugim przedziale leżała moja mama. Ponieważ jej ciało się rozkładało, śmierdziało jak nie wiem co. Załamałam się. Płakałam. Co ja teraz mam zrobić? Stałam w tej przyczepie i stałam. Słyszałam jego śmiech. Krzyknął do mnie: "Jeśli ty też nie przeżyjesz, to też trafisz do rzeźni i podzielisz los swojej matki!" Tak więc musiałam przeżyć, choć byłam słaba i głodna - wogóle nie piłam mleka. Powoli traciłam równowagę i położyłam się. Właściwie to się wywaliłam, bo przyczepa skakała po kamieniach. Nogi mnie bolały, grzbiet i zad też. Nie miałam siły. Jednak po 4 godzinach otworzyły się drzwi przyczepki... c.d.n. Ciąg dalszy wkrótce... I jak wam się podoba? Czekam na krytykę ![]() |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |